trzydzieści sześć

Miniony tydzień to aż cztery biegi, z tego ostatni otworzył nowy miesiąc. Zacząłem w poniedziałek przy wprawdzie słonecznej pogodzie, ale czuć już było w powietrzu początki jesieni. Dziewięć i pół kilometra przebiegłem w 54 min. 13 sek. Następnego dnia aura była podobna, ale zmieniłem trochę trasę. Nie zrobiłem drugiego kółka w lesie, tylko wróciłem pod dom i pobiegłem dalej „dokręcić” „brakujące” dwa kilometry z małym hakiem. W sumie wyszło więc prawie na to samo, bo 9750 metrów w 56 min. 21 sek. W czwartek 29-tego sierpnia na 9500 metrów potrzebowałem mi 54,5 minuty. Wczoraj, w niedzielę, wyruszyłem gdy już mżyło. Nie przeszkadzało mi to specjalnie. Gorzej było już jednak pod koniec, bo na mniej więcej ósmym kilometrze się rozpadało. Nie chodzi nawet o to, że źle się biegło z tego powodu, ale obawiałem się o telefon. Niedawno spadł mi podczas biegu i wprawdzie stłukł się ekran, ale przynajmniej na razie działa. Szkoda, żeby jeszcze dodatkowo go zalało. Nic takiego nie miało miejsca, więc mój pas na bidon i inne akcesoria nie wymaga wymiany. 9500 metrów zrobiłem w 54 minuty. Następny bieg prawdopodobnie we wtorek.